Zadowolony Henry spał teraz słodko na jego rękach. Do¬minik uśmiechnął się zagadkowo na ten widok. W jej głosie brzmiała bezmierna czułość. Jej szept wy¬dawał się Markowi pieszczotą, niewypowiedzianie słodką i obiecującą. Zrozumiał, że Tammy nie prowadzi z nim żadnej gry, a jej reakcje nie są obliczone na wywołanie odpo¬wiedniego efektu, ale są najzupełniej szczere. Przeszły do komnaty przylegającej do pokoju Henry'ego. Obudził go śmiech. Mark, półprzytomny po nieprzespa¬nej nocy, z trudem otworzył jedno oko. Budzik wskazywał ósmą rano. Książę nigdy nie wstawał tak późno. ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz - Na szczęście mam ze sobą jeszcze jakieś ubrania. - W takim razie musisz zostać w zamku – zauważył z satysfakcją. - Zaprowadzasz rządy twardej ręki... Kochani moi! - Nic nowego. Dlatego muszę Was zostawić. Nie ma innego wyjścia. Nie mogę Cię widywać. Nie mogę być blisko Ciebie. Może jestem naiwna, ale po naszych pocałunkach nie potrafię zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Bo stało się. To było ponad jego siły. Henry upuścił biszkopcik na dywan i rozpłakał się. Mark gorączkowo zaczął go uspokajać. - Widział pan Becka Merchanta? - Em, tak. Jest... jest tam. - W biurze? - W hali fabrycznej, z Chrisem. Nie podziękowała mu nawet za informację, tylko otworzyła drzwi i zniknęła w środku. George ruszył do samochodu. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, gdzie czekała na niego Lila. - To ja podrzuciłem te zapałki do domku - powtórzył Beck. Chris spojrzał na niego, jakby wciąż czekał na puentę. Gdy ta nie nadeszła, wyraz jego twarzy zmienił się, rysy stwardniały niczym cement. - Proszę, proszę. To dopiero niespodzianka. Dlaczego to zrobiłeś, Beck? - Ponieważ wiedziałem, że to ty zabiłeś Danny'ego. - Nie zrobiłem tego. - Przestań się czepiać szczegółów. Gdyby nie ty, Danny nadal by żył. Bałem się, że ujdzie ci to na sucho, chyba że dam jakąś wskazówkę szeryfowi. W chwili, gdy detektyw Scott zapytał, jakim cudem Danny pociągnął za spust, byłem przekonany na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że to ty go zabiłeś. Kolejne pół procenta dodałeś, sugerując próbę wrobienia cię w morderstwo, i rzuciłeś nazwisko Watkinsa. Jedyną dręczącą mnie kwestią był motyw. Nie wyglądało na to, byś nienawidził Danny'ego. Najwyżej nic cię nie obchodził. Nie było między wami żadnego współzawodnictwa o uczucia Huffa. Wiadomo było, kto jest jego ukochanym synem i kto przejmie kontrolę nad odlewnią po jego śmierci. Jakie więc zagrożenie mógł stanowić dla ciebie Danny? Dlaczego musiał umrzeć? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie aż do chwili, gdy dowiedziałem się o jego zaręczynach. Narzeczona Danny'ego powiedziała Sayre, że twój młodszy brat zmagał się z jakimś poważnym problemem natury moralnej. Wtedy zrozumiałem. Twoim motywem była sprawa Iversona. Danny wiedział, gdzie znajduje się ciało, i zamierzał wyjawić tę informację. Chris zaczerpnął powietrza w płuca i odetchnął powoli. - To był ten jeden raz w życiu Danny'ego, kiedy nie chciał ustąpić. Nalegał na spowiedź publiczną. Nie mogliśmy do tego dopuścić z Huffem. Stary powiedział mi, żebym się tym zajął. - I zająłeś się. Chris rozłożył ramiona, jakby nie było nic więcej do dodania. - Gdyby odkopano ciało Iversona, wywołałoby to wiele niewygodnych pytań. Poza tym, oskarżono by mnie dodatkowo o utrudnianie pracy sądowi. Paskudna sprawa. - Tym razem się nie wywiniesz. - Chyba jednak tak, Beck - Chris się uśmiechnął uroczo. - Jeszcze nie. - Chcesz mnie dopaść? Dlaczego? Z powodu Iversona? Beck się roześmiał. - Och, Chris, na tym właśnie polega cały dowcip. Wy, Hoyle'owie, jesteście tak cholernie aroganccy, że aż naiwni. Nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby się zastanowić, dlaczego pojawiłem się tutaj tej nocy, gdy twój proces zakończył się zawieszeniem? Wzięliście mnie do siebie, ofiarowaliście ciepłą posadkę w firmie, przyjęliście jak członka rodziny. A ja znalazłem się dokładnie tam, gdzie chciałem, wygodnie umoszczony na łonie rodzinnym, zaufany sprzymierzeniec i powiernik. Oczy Chrisa zmieniły się w dwie szparki.
- Wydaje mi się, że tak - odparła Clemency, starając się włożyć w te słowa choćby cień entuzjazmu. mogła żyć bez wyrzutów sumienia! Dziękuję ci, że znalazłeś była całkiem inna dziewczyna, w niczym nie przypominająca jego skromnej Co innego wyobraźnia, a prawda jest taka, Ŝe dane mu było otrzymać Spojrzała na niego z wdzięcznością. Mark napuszył się z dumy. niania źle go zrozumiała. Najchętniej zapadłby się pod ziemię małą. nic do picia, ale później tatuś przyniesie ci mleczko. Co ty na przez ramię. Gdy Clemency i Arabella weszły do salonu, Lysander wstał i lekko się ukłonił. Jednak nie podał jej ręki; wyraźnie było widać, że nie chce, by tu została. - Dostatecznie? - powtórzył speszony, że przyłapała go na - Skoro to nie pomogło, z największą przyjemnością schowam - Dobry Boże! - krzyknęła Clemency na widok pierwszej sypialni, gdzie mysz urządziła sobie w łóżku legowisko. - Nie możemy ulokować tutaj lady Fabian! się ani przez moment.
©2019 gentium.pod-miara.szczecin.pl - Split Template by One Page Love